Inwazja trolli
Trolling [czytaj: troling] potocznie: prowokowanie, podpuszczanie i denerwowanie kogoś w internecie; trollowanie. Tyle definicja z SJP.pl. Wydaje się więc, że ten artykuł nie jest najlepszym pomysłem. Bo tym, czym żywią się trolle, jest uwaga.
Nienawidziłem przeglądać na Instagramie, jak znajomi wrzucali zdjęcia w stylu »popatrz na mój niezły samochód, na super jedzenie, na które mnie stać, na moich fajnych przyjaciół«” – mówi do kamery młody chłopak z twarzą zasłoniętą maską z gazet. „Uwierzyłem, że inni mają lepiej i byłem wściekły, że sam tak nie mam. Więc zacząłem zatruwać im życie”. Zwierzenia trolli takich jak bohater nagrania na YouTubie „The Secret Confessions of an Internet Troll” obiegają internetowy świat. Osoby te coraz częściej decydują się na swoisty coming out: pozostając anonimowi, opowiadają o swoim zajęciu: jak, dlaczego i po co trollują. Do tych pytań w ostatnim czasie dołącza nierzadko jeszcze jedno: za ile to robią.
Nienawidziłem przeglądać na Instagramie, jak znajomi wrzucali zdjęcia w stylu »popatrz na mój niezły samochód, na super jedzenie, na które mnie stać, na moich fajnych przyjaciół«” – mówi do kamery młody chłopak z twarzą zasłoniętą maską z gazet. „Uwierzyłem, że inni mają lepiej i byłem wściekły, że sam tak nie mam. Więc zacząłem zatruwać im życie”.
Zwierzenia trolli takich jak bohater nagrania na YouTubie „The Secret Confessions of an Internet Troll” obiegają internetowy świat. Osoby te coraz częściej decydują się na swoisty coming out: pozostając anonimowi, opowiadają o swoim zajęciu: jak, dlaczego i po co trollują. Do tych pytań w ostatnim czasie dołącza nierzadko jeszcze jedno: za ile to robią.
Specjaliści od wszystkiego
W Polsce początki tego zjawiska były związane z popularnymi w latach 90. IRC-ami – usługą sieciową pozwalającą użytkownikom grupy na rozmowę „na żywo”. Jednak szybkie reagowanie administratorów poszczególnych kanałów sprawiło, że trolle nie mogły w tej przestrzeni rozwinąć skrzydeł. Dopiero dzięki rozkwitowi forów internetowych i mediów społecznościowych udało im się wypłynąć na naprawdę szerokie wody. Legendarną postacią polskiego trollowania w czasach wczesnego internetu był Expert, który od 1993 r. publikował setki postów na niezliczonych grupach dyskusyjnych, wypowiadając się jako fachowiec od wszystkiego.
Zamilkł w 2003 r., jednak jego fani mogą do dziś cieszyć się wypowiedziami Experta zebranymi w obszerną księgę cytatów, opublikowaną w internecie (https://joemonster.org/art/1879). Niezwykłą płodnością cechował się również inny znany polski troll o pseudonimie Jasiu Śmietana, którego liczba komentarzy na Onecie przekroczyła 10 tysięcy. Wiele z wypowiedzi Śmietany rozpoczynało się charakterystycznymi frazami: „to jezd bessęsu” lub „to apsurt”, a do legendy przeszedł jego wpis pod artykułem o fenomenie ludzkiego mózgu: „Prawidłowy muzg jak mój nie posiada żadnych skomplikowanych łączy neurotycznych, jest gładki, czysty i nie ma żadnych załamań i fałdowań... to dlatego poniekond jestem wybitnym specialistą w karzdym temacie”.
Sadyści i kłamcy
Z trolli przede wszystkim warto się śmiać – tylko w ten sposób zapewnimy sobie odrobinę dystansu do ich irytującej działalności. Lecz kiedy śmiech wybrzmi, trzeba sobie w końcu postawić pytanie: kto właściwie skrywa się za Expertem, Jasiem Śmietaną, Czułym Wojtkiem, Siurem Wielkanocnym, Kenem M., którego magazyn Time nazwał jednym z najbardziej wpływowych ludzi internetu, i milionami innych specjalistów od każdego tematu? Co kieruje osobami, dla których słowna agresja, naśmiewanie i obrażanie są największą rozrywką? Sadystyczne zaburzenia osobowości – odpowiadają naukowcy, którzy przebadali tę interesującą grupę społeczną na wskroś. Badania, w których wzięło udział w sumie 1215 internautów, zrealizowane przez amerykańskich psychologów i opublikowane w magazynie „Personality and Individual Differences”,pokazują wyraźne powiązanie cech trolli z cechami sadystów.
Trolle odczuwają psychiczną potrzebę szkodzenia innym, patologicznie lubią kłamać i raczej nie znajdziemy wśród nich osób o wysokim poczuciu własnej wartości. W tym kontekście bohater „The Secret Confessions of an Internet Troll” to przypadek niemal kliniczny. To, jak może wyglądać, gdy pokaże swoją twarz, ujawnił dziennikarz serwisu Gawker.com, który zdemaskował Violentacreza, jednego z najsłynniejszych amerykańskich trolli internetowych, zmory popularnego serwisu Reddit.com, którego specjalnością było rozpowszechnienie zdjęć skąpo ubranych dziewcząt i fotografii o tematyce rasistowskiej i kazirodczej.
Dziennikarz Gawker.com opisywał Michaela Brutscha, skrywającego się za postacią Violentacreza, jako bezwstydnego, podstarzałego wojskowego, który mieszka wraz z żoną, siedmioma kotami i dwoma psami na przedmieściach Dallas w Arlington w Teksasie.
Pomyśl, zanim odpowiesz
Jednak czy trollowe jaskinie zamieszkują wyłącznie socjopatyczne jednostki w typie Brutscha? Eksperyment przeprowadzony przez uczonych ze Stanford University i Cornell University (piszemy o nim obok) pokazuje, że niekoniecznie – w sprzyjających okolicznościach trollem może być każdy z nas. Skoro tak, to może zamiast demaskować trolle, zżymać się na nie i wyciągać przed nimi działa, może wystarczyłoby po prostu zaakceptować istnienie tych antyspołecznych szkodników z ich wszystkimi drażniącymi przywarami, uznając je za kolorowe ptaki, które ubarwiają internet? Nie bardzo. Bo działania trolli (jak też hejterów) w swojej najbardziej skrajnej postaci mogą prowadzić do olbrzymich tragedii, takich jak choćby głośne kilka lat temu samobójstwo 14-letniej brytyjskiej uczennicy nękanej w serwisie Ask.fm. Takich przypadków odnotowuje się na całym świecie coraz więcej. Jak więc się bronić przed trollami?
Najlepiej je zagłodzić, czyli po prostu zignorować – tak twierdzi jedna trzecia internautów. Ta złota zasada netykiety jest skądinąd logiczna – skoro antypatyczny osobnik uwielbia grzać się w świetle jupiterów i karmi go oburzenie innych użytkowników, to odmawiając mu swojej uwagi, nie dostarczymy energii do psikusów. Profesor Zizi Papacharissi z University of Illinois-Chicago, która od dwudziestu lat bada zachowania w świecie online, potwierdza słuszność tej strategii: „Pomyśl, zanim coś odpowiesz. Wiele rzeczy nie zasługuje na odpowiedź. Czasami brakiem odpowiedzi zyskasz więcej niż kontratakiem”.
Ta pokojowa metoda walki z trollami nie sprawdza się jednak wtedy, gdy sytuacja robi się naprawdę niebezpieczna i ociera o cybernękanie, gdy mamy do czynienia z groźbami czy innymi formami przemocy. Tu na pomoc powinno przyjść prawo. Niestety polskie przepisy nie przewidują wprost odpowiedzialności karnej za dopuszczanie się trollowania. Inaczej jest w Wielkiej Brytanii, w której rozprzestrzenianie złośliwych przekazów internetowych jest ścigane już od wielu lat. Chodzą słuchy, że brytyjski rząd może nawet wprowadzić rejestr internetowych trolli podobny do tego, który istnieje dla przestępców seksualnych. Mimo że w Polsce legislacja regulująca zachowania w internecie jest w powijakach, i u nas zapadły już u nas pierwsze wyroki za tzw. parental trolling, czyli ośmieszanie dziecka przez rodziców w sieci. Ojciec, który opublikował na Facebooku zdjęcie nagiego synka, trzymającego się jedną ręką za penisa, a w drugiej dzierżącego butelkę po piwie, został już ukarany przez warszawski sąd kilkumiesięcznym pozbawieniem wolności.
Trollowy biznes
Warto też pamiętać, że trolle to nie tylko niedowartościowane antyspołeczne jednostki, nudzący się frustraci, cyfrowi ujadacze czy nieodpowiedzialni rodzice. Trolle również nieźle opłacani profesjonaliści. I tak dochodzimy do pytania „za ile”, wspomnianego na wstępie artykułu. Zjawisko trollowania za pieniądze nasila się w internecie już od kilku lat: trolle-zawodowcy pracują na zlecenie agencji PR-owych, partii politycznych czy nawet rządów państw. Czym konkretnie się zajmują? „Budowaniem przewagi konkurencyjnej w sieci czy mówiąc innymi słowy: sianiem wątpliwości na temat rzetelności tekstów dziennikarskich, sprzętu, firmy…” – opowiada płatny troll, do którego dotarł serwis Antyweb.pl.
Z kolei Samantha Bradshaw i Philip N. Howard z Oxford University, którzy opracowali raport o źródłach trollowania w poszczególnych krajach, dowiedli istnienia wielu zorganizowanych kampanii manipulowania w sieci, które są opłacane z rządowych pieniędzy. Na mapie krajów, w których działają fabryki trolli, zdecydowany prym wiodą Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny, Brazylia i kraje arabskie. Również w Polsce funkcjonuje przemysł zajmujący się tworzeniem fałszywych tożsamości w mediach społecznościowych i manipulacją opinii – zjawisko to ujawnił Robert Gorwa, absolwent Oxford Internet Institute w swoim raporcie „Computational Propaganda in Poland: False Amplifiers and the Digital Public Sphere” („Propaganda cyfrowa w Polsce: Fałszywe dopalacze i publiczna sfera w sieci”).
„Trolle pracujące w tym biznesie są wykorzystywane do celów politycznych i komercyjnych, np. przez firmy farmaceutyczne, które chcą skorzystać z szeptanego marketingu” – uważa polski badacz. Trolling w wersji zorganizowanej przybiera na sile i ma charakter coraz bardziej globalny. Nie jest to dobra wiadomość, tym bardziej że jak na razie sposoby walki z tym zjawiskiem są mocno ograniczone. Czyżbyśmy mieli jeszcze zatęsknić za starymi dobrymi czasami, w których internet stanowił obszar do wymiany myśli, a nie pole do manipulacji informacją, a drażniły nas jedynie zwariowane wywody Jasia Śmietany? Trollowy biznes? „To jezd bessęsu” – nie omieszkałby skomentować.
I ty możesz być trollem
Czy trolle to wyłącznie socjopatyczne szkodniki w typie Michaela Brutscha, zmory serwisu Reddit.com? Zagadnienie to postawił zgłębić Justin Cheng, dr informatyki ze Stanford University. Wspólnie z kolegami z Cornell University zbadał on blisko 700 osób zrekrutowanych na platformie finansowania społecznościowego, stawiając przed nimi pewne zadania. Internauci mieli rozwiązać testy o różnej skali trudności, a także zapoznać się z pewnym artykułem i komentarzami pod nim – neutralnymi oraz nacechowanymi negatywnie. Okazało się, że osoby bardziej zmęczone (po przebrnięciu przez trudniejsze testy) i w gorszym nastroju (na skutek lektury niemiłych komentarzy), miały o wiele większą skłonność do trollowania. Aby powiązać te eksperymentalne spostrzeżenia ze światem rzeczywistym, naukowcy przeanalizowali także anonimowe komentarze zostawione w serwisie CNN przez 1,1 mln użytkowników. Ponieważ nie mieli możliwości oceniania nastrojów osób komentujących, skoncentrowali się na znacznikach czasu publikacji postów. Okazało się, że określone pory dnia i tygodnia sprzyjają rozwojowi destrukcyjnych zachowań trolli. W piątkowe wieczory (gdy czeka nas weekend i jesteśmy w dobrym nastroju) trolle usypiają, zaś budzą się do życia w poniedziałkowe poranki. Wnioski z tego eksperymentu są zaskakujące: w określonych okolicznościach każdy z nas może stać się trollem. Wygląda więc na to, że w rolę trolli może całkiem naturalnie wcielać się bardzo szeroka rzesza użytkowników internetu. Dzieje się tak za każdym razem, gdy czytając jakiś post lub artykuł, z którym się nie zgadzamy, postanawiamy dać jego autorowi wycisk. Także wtedy, gdy jesteśmy znudzeni i szukamy jakiejś interakcji, która zapewni nam rozrywkę. A może i wtedy, gdy po prostu pragniemy czyjejś uwagi? Trollami mogą być nasi partnerzy, przyjaciele, pracodawcy, współpracownicy i rodzeństwo. Wreszcie – bywamy nimi my sami.
Trolle czuć na kilometr
Rozmowa z profesorem Dariuszem Jemielniakiem z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, specjalizującym się w zarządzaniu wysokimi technologiami i badaniach internetu
Czy mamy obecnie do czynienia ze zjawiskiem płatnego trollowania?
Tak, to bardzo widoczne – zarówno w sferze marketingu politycznego, jak i zwykłego PR. Wynajęte trolle obsmarowują przeciwników politycznych albo piszą złe recenzje restauracjom. Oczywiście na podobnej zasadzie działają wynajęci klakierzy. Dlatego warto zwracać uwagę na treść recenzji – na szczęście większość wynajętych trolli czuć na kilometr – bo nie są w stanie pisać rzetelnie, tylko muszą to robić skrajnie i zgodnie z zadaną linią narracji.
Czy to groźne?
To zdecydowanie bardzo groźne zjawisko – przede wszystkim z tego powodu, że zmienia percepcję tego, jak nam się zdaje, że myśli nasza zbiorowość. Człowiek jest stworzeniem stadnym i ma mózg niewiele bardziej rozwinięty od małpy. W związku z tym nie ogarnia abstrakcyjnych tworów, jakimi są duże zbiorowości ludzkie, i ocenia ich nastrój poprzez pojedyncze odnotowane sygnały. Dlatego bombardowanie ostrym przekazem od armii trolli działa – osłabia punkt widzenia drugiej strony, stwarza wrażenie, że wszyscy uważają tak jak trolle. A ludzie nie lubią być odszczepieńcami – mamy naturalną chęć współpracy i funkcjonowania w grupie, o czym zresztą piszemy (wraz z Aleksandrą Przegalińską) w książce „Collaborative Society”, która ukaże się w tym roku nakładem MIT Press.
Które z metod walki z trollami są obecnie najbardziej skuteczne?
To zależy, z jakimi. Trzeba odróżnić trolle prywatne od zorganizowanych. Z tymi pierwszymi dobrze walczy się tradycyjnymi metodami, zakładającymi m.in. „niekarmienie”, czyli nieodpowiadanie na zaczepki, ignorowanie, a także po prostu blokowanie i banowanie. Natomiast trolling zorganizowany, widziany także w polityce, to już bardziej złożona sprawa. Opłacani trolle nie są wrażliwi na społeczne metody regulacji i realizują po prostu zadane cele, w dodatku wspierając się nawzajem. Tutaj potrzebne są nowoczesne metody wykrywania, z użyciem sztucznej inteligencji, a także prostszych metod, jak np. analizy sieci społecznej (z ang. SNA – Social Network Analysis – metodologia do badania powiązań i zachowania jednostek wewnątrz grup społecznych – przyp. red.)
Zasiada Pan w radzie powierniczej Wikimedia Foundation. W jaki sposób Wikipedia eliminuje trolle?
Na Wikipedii akurat mamy stosunkowo łatwo, bo zarejestrowane osoby, które np. ubliżają innym, po prostu blokujemy, podobnie robimy z adresami IP, z których atakują trolle. To dosyć prosta metoda, ale dzięki oddaniu kontroli nad regułami w ręce samej społeczności zawsze znajdują się osoby, które zgodzą się poświęcić czas na zwalczanie szkodników. Trudno wyobrazić sobie taką skuteczność np. na Facebooku czy Twitterze, które z założenia kontrolowane są bardzo ściśle przez korporację i nie ma mowy o transparencji czy o demokratycznej swobodzie decydowania.
Skąd się wzięły trolle?
Cyfrowi etnografowie badający to zjawisko nie mają łatwego zadania. Już sama próba wytropienia pierwszego w historii internetu trolla może przyprawić o ból głowy, dokładnie jak same trolle. Wikipedia każe szukać genezy trollowania w działaniach podejmowanych wobec nowych członków Usnetu, mających na celu ich zdyskredytowanie w oczach wyjadaczy grup dyskusyjnych. Tego typu trolling był zachowaniem wręcz pożądanym, a jego ofiarom czasami wysyłano akronim YHBT (You Have Been Trolled), informując, że dały się podpuścić i uczulając na przyszłe pułapki komunikacyjne w cyberprzestrzeni. Przewodnik „Big Dummy’s Guide to the Internet” z 1993 r. podaje, że pierwszą udokumentowaną formą trolli byli internauci zdefiniowani jako net.weenies, którzy „lubili obrażać dla samej tylko radości robienia innym piekła”. A kiedy padła sama nazwa „troll”? Z Oxford English Dictionary dowiadujemy się, że było to w 1992 roku, gdy jeden z użytkowników usenetowej grupy alt.folklore.urban napisał „Będziemy mogli jeszcze trochę potrollować, a potem zobaczymy, co się stanie”, jednak inne źródła datują pojawienie się tego terminu na lata 80. Wyjaśnienia dla użycia tego a nie innego określenia nie trzeba szukać daleko: trollami w mitologii nordyckiej są brzydkie i złośliwe stwory, które lubią płatać figle i czynić szkody. Jeśli dodamy do tego, że stare francuskie słowo „trôler” oznacza technikę rybacką, która polega na ciągnięciu za łodzią drażniącej ryby przynęty, mamy już pełną charakterystykę trollingu.