Foto/Audio/WideoNiech gra muzyka: wybieramy sprzęt audio

    Niech gra muzyka: wybieramy sprzęt audio

    Pierwsze pecety potrafiły tylko popiskiwać, by zwracać na siebie uwagę w razie problemów. Dopiero gdy trafiły pod strzechy i zaczęły służyć rozrywce, audio przestało być traktowane po macoszemu. Ba, z czasem rozpoczął się prawdziwy muzyczny wyścig zbrojeń i to dwukrotnie, bo wraz z pojawieniem się Visty Microsoft zaprzepaścił dwie dekady rozwoju audio na PC. Obecnie komputery, rzecz jasna, świetnie odtwarzają dźwięk, ale choć grać każdy może, niektóre robią to lepiej, a niektóre gorzej.

    Niech gra muzyka: wybieramy sprzęt audio

    Dźwięki, jakie wydaje z siebie komputer, przechowywane są – lub generowane – w postaci cyfrowej, składają się więc z zer i jedynek. By je usłyszeć, trzeba je zamienić na formę analogową, bo tylko taką rozumieją przetworniki montowane w słuchawkach czy głośnikach. Służy do tego przetwornik cyfrowo-analogowy. Sygnał analogowy trzeba jednak jeszcze wzmocnić, za co odpowiada, jakżeby inaczej, wzmacniacz. Te dwa moduły to podstawa każdej karty dźwiękowej, niezależnie, czy mówimy o takiej wbudowanej w laptopa lub desktopa, czy też o mniejszym lub większym pudełku podłączanym przez USB. Znajdują się one również w większości słuchawek i głośników z USB, a także w sprzęcie bezprzewodowym.

    Drogo czy dobrze?

    Kartę dźwiękową można skonstruować z podzespołów tanich lub drogich, dobrych albo niekoniecznie. Kluczem do sukcesu nie jest jednak cena sama w sobie, a to, jak poszczególne komponenty ze sobą – nomen omen – współgrają. Swoje dodaje także oprogramowanie, zarówno to, które można zainstalować na komputerze, jak i coraz częściej to zaszyte w sprzęcie grającym. Bo sygnał cyfrowy, zanim trafi do przetwornika cyfrowo-analogowego, może być przecież obrabiany; zmieniać będzie się również sygnał analogowy. A i potem trzeba się liczyć z faktem, że na wrażenia odsłuchowe wpływać będzie nie tylko jakość samych głośników czy słuchawek, ale także ich zestrojenie i rozstawienie. Jakby tego było mało, pod uwagę – zwłaszcza w przypadku głośników – trzeba wziąć jeszcze choćby samo pomieszczenie, nie mówiąc już o własnych preferencjach… i wieku. Bo tak się składa, że człowiek najlepiej słyszy do około dwudziestego roku życia, potem jest już coraz gorzej.

    I jeszcze jedna ważna sprawa: słuch jest jednym z najbardziej plastycznych zmysłów, dlatego nie warto wydawać werdyktu o danej karcie dźwiękowej, słuchawkach czy głośnikach, zanim się ich przez kilka dni nie poużywa. I nie chodzi wcale o magiczne „wygrzewanie” kabli, tylko trening własnych szarych komórek. Bo może się okazać, że to, co na pierwszy rzut ucha wydaje się płaskie i nijakie, po tygodniu okaże się idealne. Albo wręcz odwrotnie i np. ten świetny bas, który tak zachwycał na początku, na dłuższą metę jest irytujący, a do tego zagłusza wszystkie szczegóły.

    Mini-jack i USB

    Czy do pełni szczęścia wystarczy karta dźwiękowa wbudowana w laptopa lub desktopa, czy też lepiej jednak skorzystać z zewnętrznej? A jeśli tak, to ile na nią wydać, by nie żałować? Prostej odpowiedzi na te pytania nie ma, chyba że pieniądze nie grają roli – w takim wypadku lepsza będzie zewnętrzna karta dźwiękowa. Problem tylko w tym, że najdroższe kosztują więcej niż komputer. Jeśli zaś odrzucimy taki mało realistyczny scenariusz, jedyna sensowna odpowiedź brzmi „to zależy”.

    Trzeba bowiem zacząć od tego, że na ogólną jakość dźwięku decydujący wpływ ma najsłabszy z komponentów. Podłączenie świetnych słuchawek do gniazda mini-jack w tanim laptopie w najlepszym razie niczego nie poprawi, w najgorszym sytuację wręcz pogorszy, bo uwypuklą one wszelkie niedoskonałości tanich układów z laptopa. W przypadku głośników będzie podobnie, choć ze względu na wbudowany w nie wzmacniacz trudniej będzie uzyskać efekt beznadziejności. Choć i w tym wypadku zbyt głośny układ chłodzący, np. w gamingowym laptopie, czy popiskująca sekcja zasilania, będą w stanie popsuć wszystko.

    W laptopach niewiele się na to poradzi, ale w desktopie chłodzenie można wyciszyć. Ba, zanim ruszymy na zakupy, warto porównać ze sobą jakość, jaką uzyskamy po podłączeniu słuchawek czy głośników do gniazd na przednim oraz tylnym panelu. Teoretycznie to z tyłu może mniej szumieć, bo sygnał do niego doprowadzany jest bezpośrednio, a nie dodatkowym kablem, który biegnie przecież wewnątrz obudowy i narażony jest na zakłócenia elektromagnetyczne. Tyle że to „bezpośrednio” oznacza, że sygnał biegnie ścieżkami na płycie głównej, a te wcale nie muszą być idealne (choć przyznać trzeba, że od pewnego czasu nawet w płytach głównych ze średniej półki sekcja audio jest odizolowana od reszty).

    Do tego technologia ekranowania przewodów elektrycznych nie jest przecież wiedzą tajemną, więc widoczne gołym okiem przewody wcale nie muszą być złe. Kolejna sprawa to dodatkowe wzmacniacze słuchawkowe, montowane w lepszych płytach głównych. Znacząco poprawiają one jakość dźwięku, ale może się okazać, że będą w użyciu tylko wtedy, gdy słuchawki podłączymy do gniazda z przodu. Dlatego też zamiast teoretyzować lub wertować dokumentację techniczną, najlepiej na własne uszy przekonać się, które rozwiązanie zapewni lepszą jakość dźwięku.

    Kabel i gniazda

    Takimi rozważaniami nie trzeba sobie zaprzątać głowy, jeśli korzystamy z dodatkowej karty dźwiękowej, niezależnie od tego, czy jest to model zewnętrzny, czy wewnętrzny. Jeśli tylko nie jest to sprzęt niewiadomego pochodzenia, słuchawki podłącza się do wyjścia słuchawkowego, a głośniki – do głośnikowego. O ile to drugie istnieje, bo coraz więcej modeli tworzonych jest wyłącznie z myślą o słuchawkach (przy okazji wiele z nich działa także w połączeniu ze smartfonami, ale to już temat na oddzielny poradnik, który powstanie, jeśli tylko prześlecie Naczelnemu wystarczająco wiele łapek w górę).

    W przypadku słuchawek czy głośników z wtykami USB wybór konkretnego gniazda nie ma większego znaczenia. Teoretycznie równie dobrze będzie się sprawowało dowolne zgodne z co najmniej USB 2.0. W praktyce zdarza się jednak, że karty dźwiękowe, zwłaszcza pozbawione osobnego zasilania, nie chcą poprawnie działać z gniazdami na przodzie obudowy: albo w ogóle nie są wykrywane, albo się co pewien czas rozłączają. Najtańszym na to sposobem jest podłączenie ich do gniazd bezpośrednio na płycie głównej, czyli z tyłu obudowy. Jeśli trzeba (bo kabel jest za krótki), to przez przedłużacz – nie będzie on miał najmniejszego wpływu na jakość dźwięku, bo w przypadku pecetów sygnał przez USB przesyłany jest w formie cyfrowej.

    Obraz

    2.0, 2.1 czy 5.1?

    Jeśli przede wszystkim słuchasz muzyki, lepiej postawić na stereo. W przypadku głośników w wersji klasycznej, czyli bez subwoofera, oznaczane jako 2.0. Jeśli komputer będzie przede wszystkim wykorzystywany do grania lub oglądania filmów, lepszym wyjściem może być zestaw 5.1 lub 7.1 – pod warunkiem, że będziesz miał go gdzie rozstawić. Nawet w salonie nie każdy ma miejsce na głośniki boczne lub tylne, a przy biurku często brak miejsca nawet na głośnik centralny. Jeśli to problem, rozsądnym kompromisem będzie zestaw 2.1, który wprawdzie bez wykorzystania wirtualizacji (o czym za chwilę) nie poradzi sobie z dźwiękiem przestrzennym, ale za to zapewni znacznie głębsze basy. Zresztą lepsze (a przez to zazwyczaj także droższe) zestawy 2.1 radzą sobie na tyle dobrze z muzyką, że mogą uchodzić za uniwersalne. Tym bardziej że zajmują na biurku zauważalnie mniej miejsca niż zapewniające przyzwoity bas w grach i filmach zestawy 2.0.

    Osobna sprawa to soundbar. W wersji bez subwoofera praktycznie nie ma sensu, bo ani nie zajmuje mało miejsca, ani nie gra lepiej niż 2.0 czy 2.1. Do tego większość modeli dostępnych na rynku dostosowana jest do telewizorów, a nie monitorów. Jest wprawdzie parę modeli dedykowanych na biurko, ale lepszy stosunek jakości do ceny uzyskuje się w przypadku bardziej tradycyjnych konstrukcji.

    Mamy już w miarę dobre pojęcie, jak wygląda kwestia dźwięku przestrzennego w przypadku głośników – a co ze słuchawkami? Żeby na to odpowiedzieć, musimy powiedzieć kilka słów o wirtualizacji dźwięku przestrzennego.

    Wirtualne 3D

    Idea jest prosta: skoro człowiek ma parę uszu, a jest w stanie lokalizować dźwięki w przestrzeni, to teoretycznie wystarczą dwa przetworniki, po jednym na ucho, by oddać wszystkie wrażenia, jakie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. W każdym razie poza basami, które nie tylko się słyszy, ale także czuje.

    Badania nad wirtualizacją dźwięku 3D na słuchawkach (czyli fachowo nad HRTF, co jest skrótem od angielskiego określenia „head-related transfer function”) prowadzone są od lat. Obecnie efekty są na tyle dobre, że faktycznie da się uzyskać niemal dowolne efekty przestrzenne na zwykłych słuchawkach stereo. I choć na rynku jest kilka modeli słuchawek gamingowych, uzyskujących efekt 3D dzięki specjalnym ułożeniu przetworników, których jest po kilka na muszlę, w praktyce ich kupno nie ma żadnego sensu: znacznie lepsze efekty uzyskuje się obecnie dzięki cyfrowemu przetwarzaniu sygnału. I to niezależnie od tego, czy chodzi o słuchanie muzyki w wirtualnej sali koncertowej, czy lokalizację przeciwników. Ba, wirtualizacja źródeł dźwięku to obecnie domena nie tylko słuchawek, ale także głośników. Nie chodzi już zresztą wyłącznie o wirtualne 5.1 czy 7.1 na zwykłym zestawie stereo. Taki na przykład Dolby Atmos (podobne rozwiązanie oferują także konkurencyjne systemy DTS czy THQ) korzysta z wirtualizacji nawet na 7.1, pozwalając na dowolne pozycjonowanie źródeł dźwięku w przestrzeni.

    Wirtualizacja nie jest jednak idealna. W przypadku głośników trzeba się bowiem liczyć z zakłóceniami powodowanymi przez otoczenie. Dlatego – jeśli tylko taka opcja jest w danym urządzeniu grającym dostępna – warto skorzystać z kalibracji, co pozwoli uzyskać lepszą jakość. W przypadku słuchawek taki proces zazwyczaj nie jest potrzebny, choć np. Creative w swoim systemie Super X-Fi z takiego korzysta, biorąc pod uwagę różnice anatomiczne. Główny problem jest jednak w tym wypadku inny: choć na słuchawkach można uzyskać lepszą iluzję przestrzeni, wystarczy ruszyć głową, by mózg połapał się, że to tylko iluzja.

    Choć i na to znaleziono już rozwiązanie i są już słuchawki z żyroskopem oraz dodatkowym układem dbającym o to, by wirtualne źródła dźwięku były w czasie rzeczywistym tak przesuwane w przestrzeni, aby słuchającemu wydawało się, że pozostają nieruchome mimo ruchu głowy. (Notabene tak samo wygląda to również w przypadku VR).

    Sterowniki i software

    Zazwyczaj im karta dźwiękowa, płyta główna czy notebook są droższe, tym więcej opcji dostosowywania audio do własnych preferencji oferuje dostarczane przez producenta oprogramowanie. I nie chodzi tylko o wspomnianą już wirtualizację, ale także o podbijanie basów czy korektor graficzny. Warto także wypróbować gotowe profile, na przykład do muzyki (albo ogólny, albo dedykowany konkretnym gatunkom), filmów czy gier. W sprzęcie Creative spotykana jest również opcja „odrestaurowywania” informacji, które są tracone przy kompresji dźwięku, dzięki czemu muzyka brzmi pełniej. W sprzęcie dla graczy można też spotkać specjalne tryby, na przykład uwypuklające częstotliwości charakterystyczne dla strzałów i kroków, co pozwala na szybszą lokalizację przeciwników, choć kosztem sporych przekłamań w brzmieniu.

    Ale choć warto oficjalne sterowniki zainstalować, nie warto zamartwiać się, jeśli brak w nich bardziej zaawansowanych opcji. W razie potrzeby zawsze można zainstalować darmowy program „Equalizer APO” (dzięki wsparciu dla wtyczek funkcja korektora graficznego to dopiero początek) czy Voicemeeter. Użyte razem biją zresztą na głowę pod względem możliwości większość softu dodawanego do kart dźwiękowych. Jeśli zaś najważniejsze jest 3D na słuchawkach, najlepsze wyjście to kupno oficjalnej aplikacji Dolby Atmos (pełna wersja kosztuje 15 $, ale dostępny jest darmowy okres próbny). Porównywalne efekty zapewnia również aplikacja DTS Sound Unbound, a z darmowych alternatyw choćby instalowany standardowo Windows Sonic for Headphones.

    Jak kupować sprzęt grający?

    Na koniec poradnika jeszcze kilka słów o kupowaniu sprzętu grającego. Jako że odbieranie audio to kwestia mocno osobista, najlepiej robić zakupy przez internet, dzięki czemu dostępna będzie opcja bezproblemowego zwrotu bez podania przyczyny. Co jest o tyle ważne, że nawet drogi sprzęt potrafi popiskiwać (patrz: ramka), a reklamowanie takiej wady w normalny sposób to bardzo często droga przez mękę…

    Wybieramy mikrofon

    Do komunikowania się z innymi graczami w zupełności wystarczy mikrofon montowany w dobrych słuchawkach gamingowych, o których piszemy w ramce „Wybieramy słuchawki”. Trzeba tylko zdawać sobie sprawę z faktu, że dla producentów najważniejsza jest zazwyczaj czytelność głosu, a nie jak najdokładniejsze przekazanie jego barwy. Gdy to również jest ważne, trzeba liczyć się z koniecznością kupna czegoś droższego, np. Logitechów Pro X za około 500 zł, jeszcze droższych Sennheiserów G4ME (około 600 zł) czy GSP (od około 800 zł) bądź topowych Razerów.

    Jeśli chcesz nagrywać głos, np. podczas streamingu na Twitchu czy tworzenia wideo na YouTubie, lepsze efekty zapewni jednak i tak podłączenie dodatkowego mikrofonu na USB. Warto przy tym mieć świadomość, że potrzebny będzie nie tylko sam mikrofon. Zadbać trzeba także o jego odpowiednie zamontowanie. Jeśli bowiem stać będzie na biurku, na którym dodatkowo masz na przykład klawiaturę, to najpewniej nie uda Ci się wyeliminować odgłosów pisania czy klikania. Rozwiązaniem jest wysięgnik ze specjalnym koszykiem, w którym na elastycznych gumkach montuje się mikrofon. Można go kupić osobno, ale często jest też sprzedawany razem z mikrofonem.

    Jeśli chodzi o konkretne modele, to najtańszym zestawem, który zawiera wszystko, co potrzebne do uzyskania sensownych efektów, jest SPC Gear SM900 za około 320 zł. Nieco lepsze efekty zapewnia Trust Emita Plus (sprzedawany w zestawie z wysięgnikiem za około 500 zł). Jeśli chodzi o same mikrofony, to dobrą jakość spośród najtańszych modeli zapewnia Novox NC-1 za około 200 zł (to cena za sam mikrofon z kablem, do czego warto dokupić przynajmniej wysięgnik), a z droższych Novox NC X USB (za 400 zł), HyperX QuadCast za 600 zł, Razer Seiren Elite za 900 zł i Asus ROG Strix Magnus za 1000 zł – wszystkie one sprzedawane są jednak „gołe”, trzeba więc doliczyć do ceny akcesoria.

    Pecet jako centrum multimedialne?

    Można, ale alternatywne rozwiązania są już na tyle dobre, że w zasadzie nie ma to sensu. Do oglądania filmów czy słuchania muzyki bez problemu wystarczy choćby smart TV połączony z dobrym wzmacniaczem i zestawem głośników. A jeśli przede wszystkim oglądasz filmy, równie dobre efekty dźwiękowe zapewni soundbar z subwooferem (choć lepiej, by miał wbudowany system Dolby Atmos), zajmujący jeszcze mniej miejsca.

    Problem ze smart TV jest jednak taki, że te z dobrą, szybko działającą, aktualizowaną latami częścią smart można policzyć na palcach jednej ręki drwala po przejściach. Standardem jest zapominanie o aktualizacjach, gdy tylko pojawią się nowe modele. Dlatego znacznie lepszym wyjściem jest kupno przystawki z Androidem. Tanie, a dość dobre ma np. Xiaomi, ale jeśli jesteś zapalonym kinomaniakiem, lepiej kupić model Shield TV od Nvidii.

    Obecnie do sklepów trafiła już druga jego wersja (pierwsza, mimo ponad czterech lat od premiery, jest nadal w pełni wspierana, co w ekosystemie Androida stanowi wyjątek), która nie tylko równie płynnie działa i radzi sobie z odtwarzaniem wszystkiego, co się rusza lub buczy (niezależnie od tego, czy chodzi o streaming, czy pliki na pendrivie, w sieci lokalnej, czy na telefonie), to jeszcze ma świetne, bazujące na sztucznej inteligencji, skalowanie obrazu do 4K. A że do tego jest bezgłośna… cóż, pecety są wprawdzie bardzo uniwersalne, ale ich czas w salonie minął.

    PRO czy zwykły?

    Oba modele sprzedawane są z wygodnym pilotem, mają ten sam procesor, moduł Wi-Fi ac i BT 4.1 oraz gniazdo HDMI 2.0. Wersja zwykła – 2 GB pamięci RAM i 8 GB flash (plus slot na microSD). Większe Pro – 3 GB RAM-u i 16 GB flasha i dodatkowo dwa złącza USB 3.0, np. przewodowego pada czy HDD.

    Wybieramy kartę dźwiękową

    Wśród dedykowanych modeli dla graczy prym wiodą karty firmy Creative, niezależnie od tego, czy mówimy o modelach wewnętrznych, czy zewnętrznych. Druga gamingowa marka, na którą warto zwrócić uwagę, to Asus, ale oferta tej firmy jest mniejsza i mniej interesująca. Kupując kartę graficzną, warto przeznaczyć na to co najmniej 200 złotych, inaczej efekt będzie porównywalny z tym, co oferują typowe układy montowane w desktopach – oczywiście pod warunkiem, że nie piszczą.

    Jeśli chodzi o konkretne modele, to najciekawsze z gamingowych są wewnętrzny Creative Sound BlasterX AE-5 (około 500 zł) oraz zewnętrzny Sound BlasterX G6 (około 640 zł). Sensowny jest też tańszy wewnętrzny Sound Blaster Z (około 340 zł) oraz zewnętrzny Omni Surround 5.1. Oczywiście jeśli pieniądze nie grają roli, w ofercie Creative jest także kilka droższych i jeszcze lepiej grających modeli, nie warto za to bardziej oszczędzać. Jeśli chodzi o Asusa, to firma zaliczyła trochę wpadek ze sterownikami – z czym od kilku lat Creative nie ma już problemów. Ciekawą propozycją jest też Sennheiser GSX 1000 za około 730 zł, który nie ma wprawdzie dedykowanego softu, a tylko kilka predefiniowanych ustawień, ale gra bardzo dobrze i interesująco wygląda.

    Gdy natomiast szukasz karty dźwiękowej dedykowanej do muzyki, a masz do wydania poniżej 1000 zł, warto zwrócić uwagę na modele firm FiiO i SMSL. Jest ich bardzo wiele, w tym także takie z wbudowanym akumulatorem, działające także ze smartfonami. Prócz tego jest także Creative z modelem Super X-Fi, zapewniającym najlepszą na rynku wirtualizację dźwięku przestrzennego – jeśli na co dzień korzystasz z głośników i nie lubisz, gdy po przejściu na słuchawki dźwięki dochodzą z wnętrza głowy, to najlepsza zewnętrzna karta dźwiękowa, jeśli ma się do wydania nie więcej niż 500 zł.

    Sound BlasterX G6 to zewnętrzna karta dźwiękowa przeznaczona dla graczy. Jakość dźwięku zadowoli jednak także wymagających fanów muzyki, nawet bez dotykania się do bogatych opcji zmiany brzmienia.

    Wybieramy głośniki

    Wśród modeli stereo z przeznaczeniem do słuchania muzyki uznaniem cieszą się tradycyjnie wyglądające modele firm Edifier, Microlab oraz Modecom. Te ostatnie są zazwyczaj najtańsze, ale to w żadnym wypadku nie oznacza, że ustępują konkurencji. Wręcz przeciwnie – to częstokroć dokładnie te same modele, tyle że mniej kosztują. Jeśli tylko masz wystarczająco dużo miejsca na biurku, by rozstawić na nim coś z serii MC-HF, a potrzebujesz sprzętu do słuchania muzyki, na pewno będziesz zadowolony. Problem jest tylko taki, że tradycyjne głośniki nie są w stanie zapewnić tak niskich basów, jak zestawy z subwooferem, choć jeśli możesz zainwestować w model Eclipse 180, będzie go wystarczająco nawet do oglądania filmów i grania. Jeśli natomiast miejsca jest mało, dobrą (choć droższą) alternatywą jest seria T Creative’a.

    Rozrzut cenowy i wybór głośników 2.1, a więc z subwooferem, jest znacznie większy. Jeśli koszty nie grają roli, a do tego szukasz sprzętu, który świetnie poradzi sobie i z muzyką, i z filmami, i z grami, najlepszy jest topowy model Razera seri Nommo, czyli Pro. Jest przy tym podłączany przez USB, ma RGB, a do tego można włączyć w nim tryb THX, co świetnie sprawdza się w filmach. Jeśli prawie 2000 zł to dużo za dużo, certyfikatem THX mogą się pochwalić także Logitechy Z623, których ceny zaczynają się od około 500 zł. To jednak model wyłącznie analogowy, a więc do pełni szczęścia potrzebna jest jeszcze dobra karta dźwiękowa. Z jeszcze tańszych bardzo sensowne są Modecom MC-MHF60Uw (za 310 zł), choć dość trudno je dostać. Prócz tego warto się jeszcze zainteresować modelem Logitech Z533 (około 320 zł), Trust GXT 38 2.1 (około 230 zł), Creative Inspire T3300 2.1 (około 150 zł) oraz podobnie wycenionym Logitechem Z313.

    A 5.1? Jeśli naprawdę masz na nie miejsce i liczy się dla ciebie jakość, jedynym sensownym wyborem jest Logitech Z-906 THX za co najmniej 900 zł. Jeśli to za dużo, lepiej pozostać przy 2.1 lub 2.0.

    Głośniki Modecom (te z drewnianymi skrzyniami) zapewniają bardzo dobrą jakość dźwięku zarówno w wersji stereo, jak i 2.1.

    A co tak szumi?

    Generalnie będzie to albo słaba karta dźwiękowa, albo niezbyt dopracowana sekcja zasilająca procesora lub karty graficznej. To pierwsze słychać tylko wtedy, gdy odtwarzany jest dźwięk, i szczególnie dokucza po podłączeniu analogowych słuchawek. Na tę przypadłość świetnie działa kupno zewnętrznej karty dźwiękowej, czy to osobnej, czy też wbudowanej w słuchawki lub głośniki. Za drugi rodzaj szumu odpowiadają natomiast przede wszystkim piszczące cewki – stąd zwany jest po angielsku „coil whine”.

    Z tym poradzić sobie trudniej, bo słychać go, nawet jeśli komputer żadnych dźwięków z siebie wydawać nie powinien. Czasami przypadłość ta pojawia się w laptopach tylko po podłączeniu zasilacza, czasami wpływa to tylko na barwę pisków. W desktopach najczęściej słychać kartę graficzną.

    Niestety, jedyne, co można na to poradzić, poza siedzeniem cały czas w słuchawkach lub schowaniem desktopa pod biurko, jest oddanie danego egzemplarza do naprawy – lub, jeszcze lepiej, skorzystanie z prawa zwrotu w ciągu 14 dni od kupna (o ile był kupiony przez internet). Dlatego kupując nowy komputer lub kartę graficzną, dobrze jest się... przysłuchać – bo ewentualna naprawa zawsze wiąże się albo z wymianą płyty głównej (lub wręcz całego laptopa), albo karty graficznej…

    Co oznaczają kolory?

    Obraz

    W laptopach mamy obecnie zazwyczaj pojedynczy analogowy wtyk mini-jack do słuchawek, do którego pasować będą zarówno zwykłe słuchawki stereo, jak i takie z wbudowanym mikrofonem. Czasami zdarzają się dwa – dochodzi dedykowane dla mikrofonu, albowiem nadal bardzo wiele słuchawek gamingowych ma dwa wtyki mini-jack.

    W desktopach najczęściej mamy dwa gniazda mini-jack z przodu (do słuchawek i mikrofonu) oraz sześć z tyłu, oznaczonych kolorami. Najczęściej wykorzystywane będą dwa, jasnozielone (do głośników stereo lub słuchawek) oraz różowe (do mikrofonu). Prócz tego są jeszcze gniazda: błękitne (wejście liniowe), czarne (dla głośników tylnych), pomarańczowe (głośnik centralny i niskotonowy lub wyjście S/PDIF) i szare (głośniki boczne).

    Wiele analogowych głośników stereo z subwooferem korzysta tylko z pojedynczego wtyku mini-jack, tego o kolorze jasnozielonym. Analogowe zestawy 5.1 będą miały zazwyczaj trzy wtyki: jasnozielony, czarny i pomarańczowy, w 7.1 zaś dojdzie jeszcze szary. W praktyce 5.1 i 7.1 coraz częściej mają jednak pojedynczy wtyk USB, dzięki czemu grają tak samo niezależnie od tego, do jakiej maszyny zostaną podłączone.

    Bity, herce i placebo

    Obecnie praktycznie wszystkie karty dźwiękowe, niezależnie od tego, czy są montowane w laptopach, na płytach głównych, czy też wbudowane w słuchawki lub głośniki, przetwarzają dane cyfrowe o parametrach 16 bit / 44 kHz, czyli odpowiadające płytom CD. Nie znaczy to jednak, że wszystkie grają równie dobrze! To zależy bowiem nie tylko od bitów i herców, ale także od konstrukcji całego toru audio w danym urządzeniu. Jakości dźwięku nie sposób jednak sprowadzić do paru cyfr… chyba że będzie to cena. Bo jeśli mówimy o sprzęcie znanych producentów, to do pewnego poziomu (z kapelusza wyciągniemy kwotę około 2000 zł, bo powyżej zaczyna się już wiara w magię kabli i ogólnie jedno wielkie placebo) wyższa cena praktycznie zawsze przekłada się na słyszalnie lepszą jakość dźwięku.

    Co ważne, o jakości dźwięku nie świadczy zgodność z 24 lub 32 bitami czy 48, 96, 192 lub jeszcze większą liczbą kiloherców. Nawet w swoich najlepszych latach (czyli około dwudziestki) ludzie słyszą maksymalnie dźwięki o wysokości około 20 kHz, o dynamice, którą przekracza dobrze przygotowana płyta CD. Dlatego jeśli sprzęt kupujesz dla siebie, a nie dla swojego psa czy zaprzyjaźnionego nietoperza, możesz bez straty dla jakości olać znaczki Hi-Res Audio, bo – podobnie jak 192 kHz i 32 bity – nie świadczą one o lepszej jakości.

    Wybieramy słuchawki

    Za najbardziej muzykalne słuchawki dla graczy od lat uchodzą modele marki HyperX: Cloud, Cloud II oraz Cloud Alpha i Alpha S. Pod względem jakości dźwięku bez problemu konkurują z porównywalnymi cenowo modelami pozbawionymi mikrofonów (kosztują od około 220 zł za podstawową wersję Cloud, do około 500 zł za najdroższą Alpha S, choć optimum to obecnie zwykła Alpha za nieco ponad 300 zł), a przy tym są jeszcze bardzo wygodne i solidnie wykonane. Co ważne, w sprzedaży dostępne są zarówno w wersji czysto analogowej, z wtykami mini-jack, jak i z dołączoną kartą dźwiękową na USB. Pod względem jakości i możliwości nie stanowi ona wprawdzie konkurencji dla dedykowanych modeli zewnętrznych np. Creative czy FiiO, ale jeśli masz desktopa czy laptopa ze słabą kartą dźwiękową, ta dołączana do Cloudów pozwoli zapomnieć o szumach, a przy tym w zestawie jest dużo tańsza niż modele dedykowane.

    Jeśli jednak mikrofon nie ma dla Ciebie znaczenia, najlepszą renomę wśród względnie tanich modeli mają Creative Labs Aurvana Live! Firma kojarzy się wprawdzie przede wszystkim z urządzeniami dla graczy, ale ten stworzono z myślą o słuchaniu muzyki. I w tej cenie (około 220 złotych) jest pod tym względem jeszcze lepszy niż Cloudy. Jeśli natomiast szukasz czegoś droższego, ale słyszalnie lepszego, warto zainwestować w Audio-Technica ATH-M50x (około 520 zł), które też mają fajne, uniwersalne, ciepłe, muzykalne brzmienie, tyle że są o klasę (lub dwie) lepsze. Wśród najtańszych modeli warto natomiast zwrócić uwagę na Philipsy SHP1900. Wyglądają niepozornie, nie mają żadnych bajerów, ale kosztują niecałe 60 złotych, a przy tym brzmią znacznie lepiej niż inne konstrukcje w tej cenie. No i mimo wszechobecnych plastików są wygodne, a do tego bardzo trwałe.

    Wśród graczy dobre opinie mają natomiast słuchawki SteelSeries serii Arctis (ceny zaczynają się od 230 złotych za model 3 – w ofercie jest wprawdzie jeszcze tańsza jedynka, ale ją lepiej pominąć), Razery serii Kraken i Nari, a także Logitechy serii Pro oraz G od serii 400 w górę. Jeśli zaś cena nie gra roli, do listy warto dopisać gamingowe Sennheisery, a jeśli wolisz mniej popularne modele, to warto posłuchać, jak grają słuchawki Turtle Beach, Plantronics i Corsair.

    Słuchawki HyperX Cloud Alpha to najbardziej muzykalny model spośród modeli gamingowych. Od tańszego modelu Cloud różni go konstrukcja muszli: mają dwie komory, jedną dla basów, drugą dla tonów średnich i wysokich, co przekłada się na lepsze brzmienie.

    Więcej komór to mniej zniekształceń. Dzięki zastosowaniu jednej komory dla basów i drugiej dla tonów średnich i wysokich zestaw słuchawkowy HyperX Cloud Alpha zapewnia lepszą separację dźwięków i mniej zniekształceń.

    sprzętmuzykamultimedia

    Wybrane dla Ciebie