InternetŚwiat według Google

    Świat według Google

    Wiadomo, że choć około 70 proc. powierzchni Ziemi pokrywają oceany, reszta naszej planety to lądy. Koncernowi Google udało się je niemal w całości skatalogować i sfotografować.

    Świat według Google

    Nie było w historii ludzkości lepszych czasów dla domorosłych odkrywców i fanów amatorskiej geografii ekstremalnej. Kiedyś wielkie odkrycia były domeną wystarczająco bogatych, by kupić statek i wystarczająco odważnych, by na niego wsiąść. Dziś z kolei każdy w domowym zaciszu może przemierzyć kulę ziemską i nie tylko wzdłuż i wszerz. Nie trzeba nawet mieć mocnego komputera: wystarczy połączenie z siecią i jedna z trzech sztandarowych usług Google’a.

    Nierozerwalna trójca

    Trudno jest teraz postawić wyraźną granicę. Google Earth, Maps i Street View przenikają się wzajemnie i uzupełniają. Dawniej różnice były wyraźniejsze: pierwsza usługa była samodzielną aplikacją komputerową, gdzie mogliśmy oglądać model 3D naszej planety, Maps od początku funkcjonowały jako usługa webowa z mapami, a serwis Street View z kolei powstał jako projekt uniwersytecki, którego celem było opracowanie metody na przekonwertowanie zapisanego na taśmie wideo wyglądu dzielnicy na kilka o wiele łatwiejszych w odbiorze fotografii.

    Od tamtego czasu wiele się zmieniło i Google splata ze sobą wszystkie wymienione usługi. Earth co prawda dalej funkcjonuje w wersji samodzielnej, ale już użytkownicy przeglądarki Chrome mogą ją uruchomić tak samo jak Mapy – w karcie programu. W Mapach pojawiła się funkcja trójwymiarowego widoku, z kolei Street View zawędrowało do obydwu wcześniej wymienionych i w miejsca, o których studenci projektujący system konwersji fotografii na ujęcia panoramiczne mogli tylko pomarzyć.

    Planeta Ziemia

    Choć trudno w to uwierzyć, zaczęło się od Google Earth. Usługa jeszcze wtedy tak się nie nazywała, była projektem komercyjnym i nie należała do giganta. Keyhole Earth Viewer był przeznaczony do użytku wszędzie tam, gdzie zajmowano się przestrzenią, choć twórcy nie ukrywali, że najwięcej pożytku będą mieć z niego biura nieruchomości, firmy budowlane, a także ratusze miast objętych przez usługę i agencje wywiadowcze. Program był sprzedawany na płytach CD, licencja zaś zapewniała rok działania usługi. Firmie nie wiodło się szczególnie dobrze. Przełomowy był dopiero rok 2003, kiedy logo firmy zaczęło być pokazywane w jednej ze stacji telewizyjnych przy okazji relacji wojny w Iraku. To wystarczyło, by sytuacja uległa gwałtownej poprawie.

    Mimowolna reklama w telewizji, gdzie materiały z Keyhole Earth Viewer używane były do przedstawiania działań wojennych, sprawiła, że producentem programu zainteresowali się więksi gracze. Drugim, który przejął przyszłą usługę Earth, był Google – koncern zauważył, że internauci bardzo często pytają o miejsca, postanowił więc wyłożyć gotówkę na gotową i już działającą odpowiedź na ich pytania. Rozwój Google Earth ruszył z kopyta.

    Początkowo Ziemia widoczna w programie była bryłą, która wizualizowała naszą planetę za pomocą zdjęć satelitarnych i lotniczych. Szybko jednak okazało się, że to dopiero początek i prosty w założeniach projekt zaczął obrastać w dodatkowe funkcje. Począwszy od 2006 roku pojawiły się m.in. obsługa Wikipedii, zintegrowany z Google Earth symulator lotu samolotem, możliwość podglądu nocnego nieba czy oceanów, Street View, a także – w 2009 – pierwsze profesjonalne modele 3D, tworzone i umieszczane w Google Earth jeszcze przez użytkowników. Już trzy lata później koncern ogłosił, że przechodzi na automatyzację w tworzeniu trójwymiarowej grafiki i wkrótce pojawił się Earth, jaki znamy dziś – czyli kompleksowy model naszej planety z miastami i górami w pełnym trójwymiarze, z wieloma warstwami informacyjnymi i odwołaniami do zewnętrznych usług. Warto jeszcze zaznaczyć, że dla usługi rok 2017 był przełomowy – użytkownicy Chrome’a dostali możliwość uruchamiania usługi w przeglądarce, w przypadku samodzielnego programu zaś Google za darmo udostępnił wersję Pro. Tym samym usługa Google Earth stała się w pełni darmowa.

    E-kartografia

    Serwis Google Maps od samego początku kusił bezpłatnymi treściami. Podobnie jak w przypadku Earth również tu koncern z Mountain View po prostu kupił interesującą go technologię i pomysł – tym razem od dwójki braci z Australii, w 2004 roku. Kilka miesięcy później, na początku 2005 roku, po uzupełnieniu pierwotnego konceptu m.in. o moduł analizy ruchu drogowego, wystartowała darmowa usługa Google Maps, która zaczęła zdobywać coraz więcej użytkowników. Popularyzację przyspieszyła wydana w 2008 roku pierwsza wersja na smartfony, która została wyposażona w nawigację GPS. Kropką nad i było udostępnienie w 2005 roku i późniejsza popularyzacja API – czyli interfejsu programistycznego, który umożliwił umieszczanie Map Google’a na dowolnej stronie WWW. Za darmo, nawet w przypadku użytku komercyjnego, jeśli tylko ten nie generował nadmiernego ruchu w postaci ponad 25 tys. zapytań dziennie.

    Wskutek tych działań Mapy Google szybko stały się standardem – do tego stopnia, że koncern musiał odpierać ataki prawników firm zajmujących się przygotowywaniem map. Zagrożenie ze strony koncernu dostrzegło też Apple, które w 2012 roku wyrugowało usługę Google’a z iPhone’ów, gdzie appka ta była standardową, systemową mapą. Niewiele to pomogło: gigant szybko przygotował wersję niezależną, a rok później Mapy Google według serwisu Global Web Index stały się najpopularniejszą aplikacją świata, znajdując się na 54 proc. smartfonów będących wówczas w użyciu.

    Co tu dużo mówić, Mapy Google są po prostu wygodne. To mapa, która dziś pozwala wybrać kilka wariantów widoku, w tym dokładne zdjęcia satelitarne, podpowie, jak poruszać się komunikacją zbiorową, posłuży jako nawigacja i przewodnik miejski, a także katalog punktów usługowych wraz z kompleksową ich oceną zagregowaną z opinii innych użytkowników. Dzięki Mapom zobaczymy, gdzie są korki, jak prezentuje się w 3D miejska zabudowa, a także podejrzymy, jak w danym mieście wyglądają ulice. To ostatnie jest możliwe dzięki Street View, które wprowadzono do Google Maps w 2007 roku.

    I cyk, fotka sąsiedztwa

    Obraz

    Projektem spinającym wcześniej opisane dwie główne usługi jest Street View. Jego zręby zaczęły powstawać na Uniwersytecie Stanforda pod nazwą City Block Project już w 2001 roku. Fundusze łożył Google, a taśmę z zapisanym obrazem przejazdu przez dzielnicę, który studenci w ramach badań mieli przekonwertować na bitmapy, dostarczył nie kto inny, a Larry Page – jeden z twórców Google’a. Pomimo akademickich murów koncern miał więc pieczę nad projektem od samego początku.

    Usługa pozostała też wierna początkowym założeniom. Ruszyła pod koniec maja 2007 roku i jej celem było dokumentowanie wyglądu ulic na świecie i pokazywanie zebranego materiału w przystępnej formie widoku panoramicznego. Korzystając ze Street View, każdy użytkownik mógł wirtualnie spacerować po ulicach miast, w których nigdy nawet nie był.

    Z racji tego, że Street View zakładało fotografowanie wszystkiego, Google od początku był wyczulony na kwestie prywatności. Przyczyna była prosta: zignorowanie tematu mogło sprowadzić ograniczenia na biznes (i sprowadziło – patrz: ramka Białe plamy Europy), dlatego już rok później opracowany został algorytm automatycznie zamazujący twarze i inne wrażliwe dane, jak np. tablice rejestracyjne samochodów. A było co anonimizować: Street View rosło w zastraszającym tempie – nakładami koncernu i użytkowników.

    Fotografie dokumentujące wygląd ulic i nie tylko pochodzą z dwóch źródeł. Podstawowym jest dokumentacja fotograficzna tworzona przez wyspecjalizowaną flotę pojazdów należących do Google’a. Na początku były to samochody ze sferycznymi kamerami przytwierdzonymi do charakterystycznych masztów na dachach tych pojazdów. Potem, w miarę jak usługa rozszerzała zasięg, gigant zainwestował w inne pojazdy – by fotografować miejsce wcześniej niedostępne. W ten sposób pojawiły się skutery śnieżne na Spitsbergenie, plecaki z kamerami Street View na popularnych trasach górskich, trójkołowce w parkach i ciasnych uliczkach, wózki w muzeach, a nawet podwodne kamery w przypadku Wielkiej Rafy Koralowej czy kamera o 360-stopniowym kącie widzenia na pokładzie… Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

    Drugim źródłem są fotografie dodawane przez użytkowników – to sferyczne zdjęcia przygotowywane za pomocą aplikacji Street View dla smartfonów. Prosty instruktaż pozwala zrobić zdjęcia w takim ułożeniu, żeby pokryły całą przestrzeń dookoła fotografującego, a następnie algorytm Google’a „zszywa” fotki w jeden obraz. Nawiasem mówiąc, stworzonych przez nas zdjęć sferycznych wcale nie trzeba ładować do Street View – można je zachować do użytku prywatnego, co czyni apkę giganta jednym z najlepszych programów do robienia tego rodzaju fotografii bez użycia specjalistycznego sprzętu foto. Największa liczba zdjęć pochodzi jednak z floty Google’a.

    W 2010 roku koncern przyznał, że jego pojazdy gromadzą nie tylko obrazy. To, że z każdym metrem przejechanym przez samochody Google’a powstaje seria fotek łączonych potem w ujęcia panoramiczne, wiedział każdy. Zdecydowanie mniej ludzi zdawało sobie sprawę, że pojazdy przeprowadzają również laserowe pomiary odległości, co pozwala np. precyzyjnie ustawiać potem modele 3D budynków. Nikt jednak poza pracownikami koncernu początkowo nie zdawał sobie sprawy, że przeprowadzane są również pomiary sieci bezprzewodowych, a ich nazwy i lokalizacje są zapisywane. Koncern przyznał się do tego w roku 2010, co stało się zresztą przyczyną kontrowersji związanych z usługą i czasowego bądź stałego wykluczenia Street View z wielu krajów, m.in. Austrii i Niemiec.

    Ty jesteś towarem

    Jak nietrudno zauważyć, nawet jeśli któraś z usług Google’a była płatna, koncern stosunkowo szybko zrezygnował z posiłkowania się funduszami osób prywatnych. Zamiast tego zaczął wykorzystywać odbiorców w budowaniu swej potęgi – by zarabiać gdzie indziej. Założenie giganta jest takie, że niezależnie od tego, z której z usług korzystamy, zawsze możemy w jakiś sposób ją ulepszyć. Nawet wystawienie opinii danemu lokalowi gastronomicznemu wzmacnia pozycję Google’a, czyniąc jego produkt bardziej dokładnym. Czy to dobrze, czy źle – pozostawiamy ocenie czytelników. Trzeba jednak dodać, że Google „płaci” za zaangażowanie nie tylko informacjami w ramach tychże usług, ale i dodatkowymi atrakcjami. Rozwijając mapy koncernu, można przykładowo piąć się w hierarchii Lokalnych przewodników. Jest to lojalnościowy program dla osób wzbogacających usługi Google’a informacjami na temat najbliższej okolicy. Nagrody ograniczają się tu do prestiżowych odznak widocznych przy opiniach i zaproszeń na lokalne spotkania, ale jeszcze niedawno najbardziej zasłużeni przewodnicy mogli liczyć na dodatkowe miejsce w chmurze Google’a. Dla pasjonatów na pewno jest to miły bonus. Dla reszty – gwarancja, że w smartfonie sprawdzą np. do której będzie otwarta najbliższa apteka.

    Tworząc Earth, Maps i Street View Google tak naprawdę stworzył spójny organizm. To zespół naczyń połączonych, który nawzajem się uzupełnia. Z jednej strony pozwala korporacji zarabiać, z drugiej – służy pomocą internautom, oczekując w zamian informacji zwrotnej i aktywności. Można się zżymać, że gigant puścił tę maszynerię w ruch, a teraz indywidualni użytkownicy-trybiki naoliwiają porcjami danych cały system. Równocześnie nie da się ukryć, że dzięki Google’owi lepiej poznaliśmy Ziemię.

    Obraz

    Google Earth: program a przeglądarka

    Obraz

    Usługa Google Earth występuje w dwóch wersjach. To samodzielny program do zainstalowania o nazwie Google Earth Pro lub edycja web dla Chrome’a lub systemu Android. Wszystko wskazuje na to, że docelowo Google chce całkowicie przesiąść się na przeglądarki internetowe. Tyle, że upłynie jeszcze mnóstwo czasu, nim to się stanie. Póki co program do pobrania za darmo z sieci jest bogatszy w funkcje, ma do wyboru więcej warstw informacyjnych, a także zaawansowane możliwości pomiaru powierzchni czy odległości. Na karcie Chrome’a znajdziemy jedynie wybrane, dość skromne funkcje. Edycja webowa ma jednak jedną niezaprzeczalną zaletę: wygląda ładniej. Po prostu nowoczesna technologia renderingu sprawia, że obraz 3D jest przyjemniejszy dla oka i ostrzejszy, co widać szczególnie w miastach i górach. Trzeba jednak wykazać się cierpliwością: wizualizacje 3D nabierają szczegółowości z czasem – na ostateczny efekt należy poczekać dłużej lub krócej w zależności od szybkości łącza lub mocy komputera. A co do wyboru odpowiedniej wersji – radzimy korzystać z obu, w zależności od potrzeb.

    Warto zobaczyć w Google Maps

    Obraz

    Ciekawe miejsca na Street View

    Obraz

    Białe plamy Europy

    Obraz

    Nie jest tajemnicą, że podglądanie ulic przez Google’a nie każdej władzy jest w smak, a im mniej demokratyczna, tym więcej obiekcji względem koncernu ma – ale zasadą to nie jest. W Europie usługi Street View niemal całkowicie pozbawiona jest Białoruś. Niemal, bo niewielką liczbę zdjęć umieścili w sieci prywatni użytkownicy – samochody Google’a jednak tam nie wjechały. Tak samo fotograficznej dokumentacji pozbawione są Kosowo, Bośnia i Hercegowina oraz Mołdawia. Na tle reszty Europy wyjątkowo skromnie wypadają Austria i Niemcy – w tych krajach Street View obfotografowało w sumie jedynie ok. 20 największych miast. Mniejsze, a także tereny wiejskie mogą się pochwalić co najwyżej fotografiami użytkowników. Tu zawiniło już restrykcyjne lokalne prawodawstwo. Gorzej na tle honorujących usługę wypada również Rosja, Ukraina i Serbia – samochody Street View w ich przypadku jeździły po miastach i głównymi, największymi drogami, tereny bardziej zapuszczone pozostawiając ciekawskim do osobistego odwiedzenia. Niezbyt gęsto wygląda również mapa fotografii środkowej i północnej Skandynawii – ale tu jest to kwestią wyłącznie geograficzną.

    Zwiedzamy kosmos!

    Obraz

    Z poziomu Map Google możemy dostać się również na inne ciała niebieskie. Wystarczy wejść na Google Maps, włączyć widok satelitarny, a następnie maksymalnie oddalić kamerę, kręcąc rolką myszki. Po chwili z lewej strony pojawi się lista ciał niebieskich do wyboru. Wystarczy wybrać interesujący nas obiekt, a zobaczymy jego model 3D z nałożonymi zdjęciami satelitarnymi. Księżyc wygląda fenomenalnie!

    Co jest po drugiej stronie Ziemi?

    Obraz

    Na warunkach określonych przez Google z serwisu Mapy mogą korzystać twórcy zewnętrznych witryn – niekiedy w bardzo twórczy sposób. Jeśli chcecie się przekonać, co jest z drugiej strony globu, wystarczy odwiedzić witrynę Free Map Tools i skorzystać ze znajdującego się tam narzędzia, pozwalającego podglądać antypody. Okazuje się, że odpowiednikiem Polski jest bezkres oceanu, ale już Hiszpania ma po drugiej stronie Nową Zelandię.
    http://bit.ly/2pcyJ0i

    Symulator lotu

    Obraz

    W Google Earth Pro twórcy umieścili symulator lotu. By go uruchomić, klikamy Menu, następnie Narzędzia, a potem Otwórz symulator lotu. Alternatywnie można będąc w głównym oknie programu wcisnąć skrót Ctrl + Alt + A. Do wyboru są dwa samoloty SR22 dla początkujących i F-16 dla zaawansowanych. Sterować maszynami można za pomocą klawiatury i myszki (co jest dość trudne) lub dżojstika. Startujemy z lotniska lub z bieżącego miejsca. Informacje na temat sterowania uzyskamy w pomocy programu, wciskając skrót Ctrl + H.

    Garść faktów i ciekawostek związanych ze Street View

    Obraz

    1. Głowica rejestrująca obraz w samochodach Street View składa się z ośmiu kamer o rozdzielczości 20 Mpix.

    2. Google umożliwia wgrywanie własnych filmów z wypraw i konwertowanie ich na format Street View – wcześniej jednak trzeba uzyskać odpowiedni status w programie lojalnościowym Lokalni przewodnicy lub zostać rekomendowanym fotografem Street View, przesyłając 50 panoram opracowanych zgodnie z wytycznymi koncernu.

    3. Pod adresem www.google.com/streetview/understand znajduje się lista miejscowości, w których w podanym terminie pojawi się samochód Google’a.

    4. Street View można przeglądać w rzeczywistości wirtualnej – wystarczy smartfon i tekturowe okulary zgodne z Google Cardboard, do których wkładamy urządzenie. W ten sposób powstaje budżetowy, ale funkcjonalny zestaw VR.

    5. Zbieranie materiałów niekiedy prowadzi do wypadków. Kamera sferyczna Google’a udokumentowała potrącenie jelonka przez samochód należący do koncernu. Zwierzę przeżyło i szybko uciekło, Google jednak mimo wszystko zdecydował się usunąć ze Street View zapis wypadku.

    6. Przeglądając Street View, możemy zobaczyć, jak zmieniało się dane miejsce. Służy do tego suwak w lewym górnym rogu okna, gdzie widoczne są wszystkie daty, kiedy zrobiono zdjęcia. W podobny sposób możemy też zmieniać zdjęcia w podglądzie satelitarnym Google Maps.

    7. W Japonii możemy zobaczyć wybrane fragmenty miasta Ōdate z perspektywy… psa. Jest to związane z tym, że stąd pochodzi charakterystyczna rasa psów Akita, której przedstawiciele zostali zresztą wybrani, by pomóc w realizacji materiału.

    Wybrane dla Ciebie