AktualnościDramatyczne okoliczności lotu Starlinera. Sytuacja była znacznie gorsza niż przekazywano mediom

Dramatyczne okoliczności lotu Starlinera. Sytuacja była znacznie gorsza niż przekazywano mediom

Uwięzieni na ISS astronauci po powrocie na Ziemię dzielą się wspomnieniami. Okazuje się, że ich podróż na Międzynarodową Stację Kosmiczną o mało co nie skończyła się tragedią.

Boeing Starliner
Boeing Starliner
Źródło zdjęć: © NASA | Bob Hines

Jak donosi serwis ArsTechnica, który przeprowadził wywiad z załogą, która niedawno wróciła na Ziemię, lot na ISS, po którym stwierdzono, że załogowy powrót z wykorzystaniem kapsuły stworzonej przez firmę Boeing nie jest możliwy, w istocie był horrorem dla przebywających na pokładzie Starlinera astronautów. Butch Wilmore i Suni Williams w pewnym momencie po prostu nie wiedzieli, co robić – bo każdy krok potencjalnie prowadził do śmierci.

Początkowe problemy i świetny początek

Już początek nie wróżył niczego dobrego. Jeszcze przed wystrzeleniem okazało się, że rakieta Atlas V ma wadliwy zawór, z którym musieli uporać się inżynierowie, a wewnątrz statku kosmicznego Starliner firmy Boeing nastąpił wyciek helu. Przestoje tym spowodowane sprawiły, że misja przesunęła się na tyle długo, iż Wilmore bał się, że zapomniał, jak steruje się statkiem, i poprosił o powrót do symulatora lotu. To jednak było niczym w porównaniu do wydarzeń, jakie miały miejsce na orbicie.

Start załogowej misji Starlinera firmy Boeing
Start załogowej misji Starlinera firmy Boeing© NASA | Joel Kowsky

Samo wystrzelenie statku w kosmos przebiegło jednak bez problemów: astronauci byli zaskoczeni tym, jak gładko przebiegł start i lot na orbitę. Starliner oddzielił się od rakiety i śpiewająco przeszedł wszystkie wstępne testy. Na tym etapie Willmore nawet bardzo chwalił sobie możliwości związane ze sterowaniem, wprost stwierdzając, że są świetne. Problemy zaczęły się dopiero kilka godzin później, bezpośrednio przed podejściem do ISS.

Wcześniej jednak dało o sobie znać… zimno. Statek został zaprojektowany do przewozu czterech osób, tutaj zaś leciała dwójka, co przełożyło się na mniej ciepła wydzielanego przez ciała astronautów. W kabinie statku Boeinga temperatura spadła do 10 stopni C, zmuszając tym samym załogę do założenia skafandrów.

Utrata kolejnych silników

Willmore w wywiadzie dla serwisu ArsTechnica przyznał, że jego obawy od początku budziły silniki manewrowe – czyli element, który zawiódł już wcześniej, podczas bezzałogowego lotu. I tak też się stało tym razem. Podczas podejścia do ISS najpierw pracy odmówił jeden z nich – co jednak w praktyce nie oznaczało jeszcze wielkich kłopotów, gdyż nawet bez niego statek cechował się pełną manewrowością.

Astronauta przejął ręczną kontrolę nad trajektorią, kontynuując podejście. Niedługo później jednak działać przestał drugi silnik – a to już oznaczało, że Starliner traci swobodę w poruszania się w sześciu kierunkach (prawo-lewo, góra-dół, przód-tył, odchylenie, pochylenie i przechylenie) i w normalnych warunkach należałoby przerwać podejście do stacji. Centrum Kontroli Lotów, ważąc wszystkie za i przeciw, podjęło jednak decyzję, żeby mimo wszystko kontynuować podejście z ręcznym sterowaniem. Wówczas doszło do utraty trzeciego i czwartego silnika, tym samym więc statek utracił sterowność. Pomimo że ogółem jest wyposażony w 28 silników, awarii uległy akurat te, których brak sprawił, że manewrowanie do przodu przestało być możliwe.

Boeing Starliner: wcześniejsza, testowa wersja statku
Boeing Starliner: wcześniejsza, testowa wersja statku© NASA | Bill Ingalls

Co robić w takiej sytuacji? Załoga musiała zrobić wszystko, by zadokować. Bez silników manewrowych nie było możliwe bowiem nie tylko bezproblemowe podejście do ISS, ale i – przede wszystkim – odpowiednie ustawienie statku przed jego wejściem w atmosferę. Innymi słowy, astronauci zostali postawieni przed problemem: ryzykować podejście i zderzenie ze stacją albo wracać i liczyć, że nie spłoną w atmosferze. Przeważyła ta pierwsza opcja.

Restart silników

Kontrola lotu podjęła próbę przywrócenia niedziałających silników poprzez ich restart – wiązało się to jednak z przekazaniem kontroli nad lotem komputerowi, co siłą rzeczy budziło obawy tak kontroli lotu, jak i przede wszystkim załogi. Ostatecznie udało się w ten sposób odzyskać dwa silniki – tyle że niedługo później awarii uległ piąty. Kolejna próba restartu sprawiła, że do życia powróciły cztery z pięciu utraconych silników i tym samym astronauci odzyskali możliwość autonomicznego podejścia do stacji.

Byłem bardzo niespokojny. We wcześniejszych symulacjach powiedziałem nawet kierownikom lotu: "Jeśli znajdziemy się w sytuacji, w której będę musiał przywrócić autonomiczne sterowanie, mogę tego nie zrobić". I zrozumieli. Ponieważ jeśli mam tryb, który działa, nie chcę go oddawać. Ale ponieważ odzyskaliśmy te silniki, pomyślałem: "OK, straciliśmy tylko jeden". O wszystkim tym myślałem na bieżąco, w czasie rzeczywistym. I oddałem. I oczywiście zadokowaliśmy.

Butch Wilmore

Z wywiadu wynika, że dla astronautów szybko stało się jasne, że nie wrócą na Ziemię tym samym statkiem. I to nawet pomimo faktu, że publicznie NASA i Boeing długo badały kwestie bezpieczeństwa i wyrażały nawet pewność co do możliwości bezpiecznego powrotu Starlinera z załogą na pokładzie. Ostatecznie jednak stało się inaczej i dwójka bohaterów tej historii spędziła na orbicie zamiast około tygodnia aż dziewięć miesięcy, wracając całkiem niedawno.

Grzegorz Karaś, dziennikarz pcformat.pl

Źródło artykułu:ArsTechnica

Wybrane dla Ciebie