TechnologiePodzielony internet

    Podzielony internet

    Wbrew temu, co się mówi na temat internetu, nie jest on globalną siecią. Wiele państw, wśród nich Korea Północna czy Chiny, w obawie przed skutkami nieskrępowanego obiegu informacji wyizolowały swoje segmenty sieci. Używają do tego potężnych zabezpieczeń, blokujących dostęp do popularnych serwisów, jak Facebook czy YouTube.

    Podzielony internet

    Cechy charakterystyczne internetu, takie jak: rozproszona architektura, pozbawiona centralnego węzła, możliwość komunikacji w skali globalnej oraz łatwość publikowania treści przez zwykłych użytkowników, sprawiają, że jest to narzędzie bardzo niewygodne dla wszelkiego rodzaju reżimów autorytarnych.

    Internet w służbie rewolucji

    Jakie skutki dla reżimów ma pozostawienie obywatelom nieskrępowanego dostępu do sieci, świat mógł się przekonać w czasie serii rewolucji na Bliskim Wschodzie w 2011 roku. Istotną rolę odegrały w nich media społecznościowe. Facebook służył do organizowania demonstracji, Twitter do koordynacji działań w czasie rzeczywistym, a YouTube do informowania świata o rozgrywających się wydarzeniach.

    Podobną rolę media społecznościowe odegrały w czasie rewolucji na Ukrainie zimą 2014 roku. Twitter służył demonstrantom nie tylko do koordynacji działań, ale także pełnił funkcję agencji prasowej Euromajdanu, z kolei YouTube został wykorzystany jako narzędzie propagandy.

    Bardziej doświadczone i lepiej zorganizowane reżimy dyktatorskie, takie jak Korea Północna, Chiny, Kuba czy Iran, zdołały wcześniej przewidzieć ewentualne skutki nieskrępowanego dostępu do internetu i wyizolowały z niego własne sieci komputerowe.

    Korea odcięta od świata

    Najbardziej zdecydowanie postąpiła Korea Północna. W tym kraju dostęp do internetu jest możliwy tylko za pośrednictwem komputerów, które znajdują się pod bezpośrednią kontrolą rządu. Są do nich dopuszczani tylko najbardziej zaufani funkcjonariusze reżimu. Dla reszty obywateli przeznaczony jest Kwangmyong (kor. światłość), odcięty od świata intranet, do którego można się dostać przez modem telefoniczny (dial-up). W tej sieci oprócz czytania publikowanych przez reżim newsów można korzystać z grup dyskusyjnych i poczty elektronicznej. W Kwangmyong udostępniane są także niektóre, przeważnie naukowe, serwisy pochodzące z internetu. Są pobierane na żądanie użytkowników, poddawane cenzurze i dopiero po oczyszczeniu z nieprawomyślnych treści udostępniane w formie kopii.

    Inne kraje autorytarne nie decydują się jednak na totalne odcięcie obywateli od dostępu do globalnej sieci, przede wszystkim ze względu na negatywne konsekwencje dla gospodarki i handlu międzynarodowego. Zamiast tego kontrolują informacje, do których mają dostęp obywatele. Modelowy przykład takiej polityki prowadzą Chiny.

    Chiny za Wielkim Firewallem

    Obraz

    Za izolowanie chińskiego internetu odpowiada Złota Tarcza, wyrafinowany system filtrów i blokad, który całkowicie blokuje ponad 10 proc. spośród 1000 najpopularniejszych domen, w tym oczywiście Facebooka, YouTube’a i Twittera. Ten firewall także jest w stanie filtrować połączenia na poziomie protokołu TCP, analizując je pod kątem listy słów kluczowych, wykrywających informacje kłopotliwe dla reżimu (np. Tybet, Plac Tian’anmen, Falun Gong). Budowa systemu zaczęła się w 1998 roku, a pierwszą wersję uruchomiono jesienią 2003 roku. System jest stale rozwijany, co ciekawe, przy wydatnej pomocy firm zachodnich, które dostarczają zarówno bardzo wydajnych routerów, jak też oprogramowania filtrującego.

    Chiński internetowy Wielki Mur (and. The Great Firewall) wykorzystuje szeroki wachlarz metod do blokowania niepożądanych treści:

    • Blokowanie IP – system zawiera listy adresów IP, pod którymi działają serwery z niepożądanymi treściami. Wszystkie próby połączeń z terenu Chin są blokowane. Gdy pojawiają się kolejne pule adresów IP, pozwalające na połączenie się z wrogim serwisem, są one wykrywane i dodawane do czarnej listy.
    • Blokowanie poprzez DNS – za chińskim firewallem działają DNS-y, które fałszują wyniki zapytań. Zapytania o blokowane domeny w ogóle nie są rozwiązywane (np. odsyłany jest komunikat o błędzie) albo użytkownik jest przekierowywany do lokalnego odpowiednika usługi, który pozostaje pod kontrolą władz chińskich.
    • Filtrowanie URL – w odnośnikach często znajduje się informacja o treści stron, do których prowadzą. Jeśli zabezpieczenia chińskiego internetu wykryją w takiej nazwie niepożądane słowa kluczowe, połączenie jest blokowane.
    • Analiza pakietów TCP – pod kątem słów kluczowych są analizowane także pakiety TCP. Jeśli na poziomie protokołu wykryte zostaną słowa znajdujące się na czarnej liście słów kluczowych, połączenie zostanie zerwane. Po wykryciu wymiany pakietów, która kwalifikuje się do zablokowania, ponowne połączenie między serwerem a klientem jest blokowane na 30 min.
    • Filtrowanie wyników wyszukiwania – czarne listy blokowanych słów kluczowych są także podłączone do wyszukiwarek internetowych, które zostały dopuszczone do rynku chińskiego (Google wycofał się z tego rynku w 2010 roku, wcześniej też cenzurował). Jeśli na stronach zwracanych przez wyszukiwarkę znajdą się niepożądane treści, trafienia zostaną pominięte i nie dostaną się na listę wyników wyszukiwania.

    Policja internetowa

    Środki techniczne to nie wszystko. Złotą Tarczę wspiera korpus policji internetowej, który według Amnesty International liczy 30–50 tys. funkcjonariuszy z różnych służb bezpieczeństwa. Ich zadaniem jest monitorowanie aktywności obywateli w internecie, poprzez czytanie blogów, forów dyskusyjnych i wpisów w portalach społecznościowych. Dodatkowo policja nadzoruje kafejki internetowe, które w Chinach są wciąż bardzo popularnym sposobem korzystania z internetu.

    Policyjny nadzór sprawia, że w Chinach równie ważna jak cenzura jest autocenzura, którą na własną rękę prowadzą właściciele mediów. Krytyczne wobec władz posty na mikroblogu Weibo (odpowiednik Twittera zablokowanego w Chinach), wpisy na portalu społecznościowym Renren (odpowiednik blokowanego Facebooka) czy wyniki z wyszukiwarki Baidu (odpowiednik blokowanego Google’a), cenzorują same firmy, nie czekając na interwencję władz. Także chińscy internauci pilnują się sami, unikając otwartej krytyki władz albo używając zawoalowanego języka, umownych, znanych wtajemniczonym terminów, które nie są wyłapywane przez filtry.

    Chińskim śladem

    Metody kontroli internetu stosowane przez reżim chiński są atrakcyjne dla otwarcie autorytarnych krajów, które stosują te same metody w celach nie tylko politycznych, ale także w celu ochrony moralności publicznej. Dotyczy to przede wszystkim krajów muzułmańskich w rejonie Zatoki Perskiej. Pokusie izolacji własnej sieci ulegają także kraje bardziej liberalne, jak Turcja czy Rosja. W marcu 2014 roku premier Turcji posunął się do zablokowania mediów społecznościowych, za których pośrednictwem atakowała go opozycja. Zakaz został jednak zniesiony przez tamtejszy trybunał konstytucyjny.

    Zjawisko cenzury sieci występuje także w Rosji. W lipcu 2014 roku Duma, na życzenie administracji prezydenta Władimira Putina, przegłosowała przepis nakazujący przechowywanie wszystkich informacji dotyczących użytkowników z Federacji Rosyjskiej na terenie tego państwa. Gdy w 2016 roku wejdzie w życie, furtka do zablokowania międzynarodowych serwisów społecznościowych zostanie otwarta. W Rosji, podobnie jak w Chinach, działają ich lokalne odpowiedniki (np. Vkontakte, zamiast Facebooka, Yandex zamiast Google’a), więc rosyjska sieć będzie mogła egzystować w stanie częściowej izolacji, na zasadzie podobnej jak w Państwie Środka.

    Wybrane dla Ciebie